Waldemar Wołkanowski „Wileńskie ABC: ludzie, miejsca, historie“: spacer po zakątkach Wilna sprzed stu lat

W roku pandemii odkryłam dla siebie ponownie radość czytania po polsku oraz na nowo zakochałam się w Wilnie. Więcej czasu w domu oraz brak podróży stały przyczyną, iż częściej udawałam się na randkę z ukochanym miastem o dowolnej porze dnia. Wiosną mnie bardzo zachwyciła książka G. Lunevičiūtė „Vilniaus atminties punktyrai“, która pobudziła we mnie chęć głębszego poznania miasta nad Wilią i jego ludzi. Chyba tak się w życiu składa (no, przynajmniej w to wierzę), że książki znachodzą mnie same. Tak stało się z utworem Waldemara, który jest prezentowany jako nietypowy przewodnik po stolicy, zbiór opowieści o różnych miejscach Wilna z końca XIX — pierwszej połowy XX w. Na „Wileńskie ABC: ludzie, miejsca, historie“ ku swemu zdziwieniu przypadkiem natknęłam się w knygos.lt i po prostu nie mogłam minąć. Magia trzech kluczowych słów — „wileńskie“, „ludzie i „historie“ była tego przyczyną.

Nie będę pisać streszczenia tej książki, jedynie podzielę się swymi refleksjami oraz wrażeniem, jakie wywarł na mnie ten utwór. Książka zawiera 12 (A—L) opowieści, które chociaż przekazują wcale ze sobą nie powiązane historie, natomiast niby elementy układanki puzzle tworzą spójny obraz Wilna, które na pewno nie jest tak bardzo znane i bliskie nawet miłośnikom czy tu mieszkającym od urodzenia, a szczególnie młodemu pokoleniu. Chyba stwierdzenie, że Wilno to o wiele bardziej więcej niż wydeptane przez turystów drogi i takie symbole jak Katedra, Ostra Brama czy Góra Giedymina, będzie zbyt banalnym, ale tak już jest.

Waldemar Wołkanowski w bardzo zmysłowy sposób stworzył abecadło Wilna: każdy rozdział ma swą literę, która jest niby drogowskazem do konkretnego zakątku bądź ludzi czy historii. Książka jest uzupełniona licznymi mapami owych czasów wraz z współczesnymi, co bardzo jest przydatne w zorientowaniu się i może posłużyć chcąc udać się w poszukiwaniu znaków owych historii dzisiaj. Opowiadana są wzbogacone licznymi zdjęciami, które osobiście liczę bardzo wartościowymi, gdyż pomagają bardziej wczuć się w atmosferę przekazanych historii i Wilna sprzed stu lat i zapoznać się z bohaterami.

Każda historia była dla mnie nowa, a więc w mniejszym lub większym stopniu ciekawa. Owszem, czasami mnóstwo nazwisk budziło zamieszanie w głowie i daleko nie wszystkie pozostały w pamięci, ale na ogół „Wileńskie ABC“ w przyjemny sposób bardzo wzbogaciło moją wiedzę i wzbudziło chęć opowiadać niektóre historie przyjaciołom. O wielkich próbach wprowadzeniu tramwaju, o piegutku, o machinacjach z maszynkami do szycia „Singer“ i innych spekulantach, o futbolu i szachach, o klinkierze i nawet domach publicznych lupanarach i prostytutkach. Jakoś paradoksalnie złożyło się, że gdy oglądałam popularny serial Netflix’u „Gambit królowej“, natknąłam się na rozdział książki „Gambit na Gdańskiej“, w którym był przedstawiony fragment historii szachistów w Wilnie, klubach, turniejach i miejscach mistrzowskich zbiórek.

Uśmiech na twarzy wywarła na mnie historia o gondolierach, o tym jak ludzie umieli mówiąc potocznie „kręcić się“, gdy zimą nocami rozbijali lód, aby mogli być pewni, że zima nie zabierze im zarobku i ludzie chcący przedostać się na innych brzeg w prostszy sposób, będą nadal potrzebowali ich usług.

Wilno barwne miasto, pełne nie tylko atrakcyjności, ale i różnych tabu, bogate w jasne i ciemne strony historii i różnych ludzi, którzy ją tworzyli i właśnie takie je, nie jakoś tam idealizowane, a żywe w swoich opowiadaniach ukazał W. Wołkanowski. Myślę, że z ciekawością przeczytałabym i pozostałe litery wileńskiego abecadła.

WILNO
Głównym dźwiękiem jest litera „i“
Której nie znają mali ani źli.
Ten sam dźwięk, co prześwietla słowo „Litwa“ –
a „Litwa“ to większość słowa „modlitwa“…
[…]

W. Hulewicz

Wydawnictwo: ARTPRINT