Wojciech Dutka „Czerń i purpura“ – o kwitnących próbach humanizmu w fabryce śmierci

Temat II wojny światowej, a szczególnie Holokaustu ciekawi mnie od szkolnej ławki mimo tego, że czytając taką lekturę nie odczuwam tej prawdziwej radości czytania. Po co wówczas mam to czytać? Jestem zdania, że poznanie historii jest najmniejsze co możemy uczynić, aby upamiętnić losy tych ludzi oraz aby przyczynić się swą świadomością do tego, aby ta straszna historia nigdy się nie powtórzyła.

Mechanizm nienawiści do innego był zawsze podobny. Żeby nienawidzić, należy najpierw odczłowieczyć, sprawić, że znienawidzony człowiek przestanie być człowiekiem, a stanie się robakiem tyleż groźnym, co niepotrzebnym. Wówczas nie będą działały żadne hamulce ani zasady moralne.

W ostatnich czasach w świecie wydawnictwa obserwuję tendencję popularności książek, zarówno literatury faktu, jak i pięknej na temat Holokaustu. Czasami mi to wydaje się trochę niesmacznie i bardzo komercyjnie, gdyż chyba dosyć często autorzy zrzucają z siebie odpowiedzialność za wiarygodne fakty i jedynie na podstawie jakiegoś motywu prawdziwej historii promują swoją lekturę jako książki o obozach koncentracyjnych. Przykładem chyba może być światowy bestseler „Tatuażysty z Auschwitz“. Owszem, chyba aby o tym mówić odważniej, należy przeczytać do porównania więcej, aby później taką lekturę wybierać ostrożniej lub po prostu czytając nie wszystko brać za gołą prawdę.

Książka „Czerń i purpura“, jak przedstawiają napisy na okładce oraz w anotacji ma za zadanie przekazać prawdziwą historię miłości esesmana do Żydówki, kata do ofiary. Moim zdaniem, takie pozycjonowanie tego utworu nie jest dokładne, gdyż temat miłości nie jest w książce czymś takim o czym można od razu pomyśleć, gdyż tu nie ma żadnych prawdziwie romantycznych stosunków w obliczu śmierci, żadnych potajemnych pocałunków, a jednak historia miłości. Myślę, „Czerń i purpura“ w pierwszą kolej ukazuje historię próby zachowania człowieczeństwa w piekle, gdzie żaden kodeks moralny nie był ważny. Faszysta pokochał żydowską więźniarkę i ta miłość nie pozwolila aby w nim zmarli szczątki człowieczeństwa. „Czerń i purpura“ chyba jest najlepszym przykładem tego, że w miłości nie liczą się piękne i głośne słowa, lecz czyny. Franz nie raz udowodnił, ryzykując nie tylko własnym stanowiskiem, lecz również życiem, że naprawdę kocha Milenę i takim sposobem im udało się uratować życie kilku ludziom.

Każda wewnętrzna rana, zdrada lub niewierność, która nie zostanie odkupiona przez jej sprawcę, zaczyna gnić w skrzywdzonym sercu.

Osobiście dla mnie to chyba pierwsza książka o Holokauście, która rzeczywiście wzbudziła we mnie jeżeli nie wspołczucie, to dosyć mieszane uczucia co do osoby, która była po stronie tych, którzy mordowali. Tak naprawdę, naturalnie zawsze wzruszają nas historie niewinnych cierpiących ludzi i bardzo rzadko próbujemy wejrzeć do środka tych, którzy byli po innej stronie, tych, którzy wzieli na siebię rolę Boga decydując o życiu innych , a jednak też byli ludźmi z kości i krwi, i to „ludzie ludziom zgotowali ten los“. Franz jest bardzo złożoną osobą, jeszcze daleko do rzeczywistości obozu przeżywający wewnętrzny konflikt z racji tego, jak pewnej spowiedzi ksiądz nie udziela mu rozgrzeszenia. Ten moment przemienia go, jego wiara w Boga zostaje zachwiana i postanawia odać się służbie nazistowskiej. Druga przemiana w nim zachodzi w momencie, gdy Edyta Stein, Teresa Benedykta od Krzyża, zakonnica, rozebrana jak i wszyscy kierowani na śmierć do komory gazowej, rzuca spojrzeniem w stronę Franza. To spojrzenie wzbudziło we młodym esesmanie nadzieję i humanizm.

Bóg jest miłością i wszystko, co zostanie uczynione z miłości, jest zawsze ponad złem.

Ciała gryzione przez wszy i oblepione ekskrementami, stosy nagich trupów w komorach gazowych, które mają być rozdzielane kijami i kierowane do krematorium, wszechobecne upodlenie godności człowieka i straszna śmierć, która także staje się wybawieniem. Autor w sposób bardzo reporterski, bez nadużywania niepotrzebnych metafor opisuje ten przerażający świat, który dziś jest bolejącą raną dla nie jednego narodu.

Wszy to najmniejsi drapieżcy w łańcuchu pokarmowym Auschwitz. I te małe potwory nie były nawet w przybliżeniu tak straszne jak ludzie.

Pierwowzorami głównych bohaterów tej książki – Żydówki Mileny Zinger i młodego esesmana Franza Weimerta byli Helena Citronova i Franz Wunsch, a więc książka Wojciecha Dutki opowiada historię prawdziwych ludzi. Chociaż temat takiej niemożliwej miłości może rownież wydawać się za dość tani chwyt, natomiast W. Dutka, moim zdaniem, bardzo mistrzowsko odmalował i ukazał ich historię nie gasząc przy tym barw tła koszmarnego światu Auschwitz, w którym toczy się akcja.

Wydawnictwo: Albatros