Sylwia Winnik „Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939— 1945“: o tradycjach i opromieniającej gwiazdce nadziei w ciemnych czasach

Skąd płynie siła ludzi, którzy przeżyli? Sądzę, że z ich poczucia przynależności do czegoś większego. Czegoś, co jest ponad wszystkim: miłości, tradycji, korzeni rodzinnych i wiary, że wcześniej czy później dobro musi znów wrócić.

Święta Bożego Narodzenia zazwyczaj nam kojarzą się z magiczną atmosferą w rodzinnym gronie, upiekszoną choinką, stołem wigilijnym, opłatkiem, prezentami. Natomiast jakoś tak naprawdę rzadko na myśl przychodzi to, a jak było naszym przodkom w czasach wojny, w obozach koncentracyjnych, na zesłaniu w Syberii. Okropna rzeczywistość wcale nie oznaczała tego, że w owych czasach i owych warunkach ludzie nie mieli pragnienia świątkowania Narodzin Bożej Dzieciny, która niosła tak upragnioną nadzieję.

A tradycja, która przez pokolenia zatacza koło, jest istniejącym dowodem na obecność wśród nas tych, którzy odeszli. […] Jesteśmy w końcu częścią naszej pięknej wigilijnej opowieści, którą kiedyś, tam w przyszłości opowiedzą kolejne pokolenia.

Właśnie o tym opowiada Sylwia Winnik w swojej książce pod tytułem „Moc truchleje. Opowieści wigilijne 1939— 1945. Gdy pierwsza gwiazdka oznacza nadzieję“. Tutaj jest zgromadzonych dziesięć różnych autentycznych wspomnień ludzi z okresu II wojny światowej. Opowiadania te, chociaż to są wspomnieniami o naprawdę trudnych czasach wojny, głodu, prześladowań, osobistych tragedii i końców świata przeplatają się również z niezmiernie ciepłymi przedwojennymi wspomnieniami Świąt Wigilii i Bożego Narodzenia. Te wspomnienia dają nam rozpoznać piękne tradycje, które niestety, chyba nie wszystkie tak naprawdę są żywe dzisiaj, a jednak ich wierna kultywacja świadczy o przynależności do czegoś większego. Tego, co chyba ludzi w owych czasach tak bardzo podtrzymywało na duchu. Opowiadania ilustrują zdjęcia, które nadają książce autentycznego archiwalnego charakteru. Także w końcu są zamieszczone przepisy tradycyjnych dań.

Zamiast spoglądać w przeszłość lub czekać na nieznane, które nie wiadomo, czy nadejdzie, cieszmy się — nie tylko w ten jeden dzień w roku — po prostu sobą i wspólnym czasem.

W naszym roku pandemii, gdy wokół wielu ludzi na całym świecie czują się niespokojnie, samotnie i tegoroczne święta przyżywają ze smutkiem w sercu w dali od bliskich taka lektura, według mnie, przybiera swoistego charakteru i daje zrozumieć, że tak naprawdę bardzo często narzekamy bez potrzeby. Bo były w historii czasy, gdy ludzie mieli trudniej, nie mieli możliwości przesłania wiadomości bliskim, często głodowali, ale mieli pełne nadziei serca i chęć zachowania tradycji.

Dzielimy się kawałkami czarnego chleba jak opłatkiem.

Bardzo wzruszającym i symbolicznym opowiadaniem dla mnie było o chlebie, który był opłatkiem, a także wspommnie tych, którym pierwsze zapamiętałe święta z dzieciństwa wcale nie kojarzyły się z ciepłą atmosferą i takie opowiadania ci ludzie przyjmowali jak coś z dziedziny fantastyki, bajki.

Dom, rodzina to były dla mnie bajki opowiadane przez mamę przed snem, w które nie mogłam uwierzyć. Mówiła, że to wszystko było normalne przed wojną. A tu, na Syberii, mama przez kilka tygodni poprzedzających Boże Narodzenie odkładała z głodowej porcji chleba maleńkie cząstki, by na święta było go nieco więcej niż na co dzień. I to wszystko. Boże Narodzenie w 1943 roku. Nie mogę nic dodać. Po prostu miałyśmy trochę więcej chleba.

Polecam wszystkim, których interesuje historia zwykłych ludzi i tradycje Wigilii oraz Świąt Bożego Narodzenia lat 1939— 1945.

Samotne drzewo rosnące na uboczu może nie przetrwać zawieruchy. Szarpane wiatrem, pochyli się albo złamie. Jeśli jednak spojrzeć na drzewa rosnące blisko siebie w lesie, można dostrzec ich siłę, współzależność, dzięki której nie jedno, lecz wiele ich przetrwa najgorsze. To samo się tyczy ludzi. Razem jesteśmy niepokonani.

Wydawnictwo: Znak