Olga Tokarczuk „Bieguni“ – o życiu jako nieukninionej i ciągłej podróży

Stojąc na przeciwpowodziowym wale, wpatrzona w nurt, zdałam sobie sprawę, że – mimo wszelkich niebezpieczeństw – zawsze lepsze będzie to, co jest w ruchu, niż to, co w spoczynku; że szlachetniejsza będzie zmiana niż stałość; że znieruchomiałe musi ulec rozpadowi, degenaracji i obrócić się w perzynę, ruchome zaś – będzie trwało nawet wiecznie.

Książka Olgi Tokarczuk „Bieguni“ nie potrzebuje już szczególnej prezentacji. Chyba każdy poważny książkowy bloger napisał swoją recenzję jeszcze za długo do momentu Nagrody Nobla. Mnóstwo opinii, nagrody, popularność autorki, tłumaczenia na różne języki świata sprawiły, iż po prostu nie mogłam zostać obojętna na fenomen „Biegunów“.

Wielu ludzi wierzy, że istnieje na układzie współrzędnych świata punkt doskonały, gdzie czas i miejsce dochodzą do porozumienia. Może to nawet dlatego wyruszają z domu, sądzą, że poruszając się choćby chaotycznie , zwiększają prawdopodobieństwo trafienia do takiego punktu. Znaleźć się w odpowiednim momencie i w odpowiednim miejscu, wykorzystać okazję, chwycić chwilę z grzywkę, wtedy szyfr zamka zostanie złamany, kombinacja cyfr do wygranej – odkryta, prawda – odsłonięta.

Tytuł książki, jak podaje anotacja, nawiązuje do pewnego prawosławnego odłamu starowierców, sekty biegunów, którzy uważali, że tylko ciągły ruch może pomóc człowiekowi oprzeć się działaniom szatana. Stąd w ich filozofii panował nakaz nieustającego ruchu i wędrówki. Nieukniona i ciągła podróż, walka z bezruchem ciała i duszy stanowi glówną oś tematu tej książki Olgi Tokarczuk, która próbuje odpowiedzieć na pytanie, ilu w nas jest biegunów i skąd w człowieku tkwi ta nieustanna potrzeba ruchu.

Różne momenty czasu wiszą w przestrzeni jak prześcieradła, jak ekrany, na których wyświetla się jakiś moment; świat składa się z takich nieruchomych momentów, wielkich metazdjęć, a my przeskakujemy z jednego w drugi.

Tak naprawdę bardzo trudno opisać o czym są „Bieguni“. Tu nie ma jednego głównego bohatera, nie ma określonego miejsca i czasu akcji, nawet sam utwór nie da się przypisać konkretnemu gatunkowi czy formie literackiej. Książka sama z siebie jest wielką podróżą, miksem gatunków, dziejów człowieczeństwa, kultur i czasów. Tu znajdziemy i fragmentyczny thriller, opowiadający o Kunickim, któremu podczas urlopu na jednej z chorwackich wysp tajemniczo przepadła żona z dzieckiem. Także tu pełno krótkich, niby na skrawku papieru zapisanych myśli w samolocie, na lotnisku czy gdzieś w biegu podróżującej osoby.

Czas wydaje się prostym narzędziem do mierzenia drobnych zmian, szkolną linijką z uproszczoną podziałką – to zaledwie trzy punkty: było, jest i będzie.

Sama książka jest bardzo fragmentyczna, ale spójności jej nadaje filozoficzne refleksje na temat czasu, ciągłej podróży i anatomii ciała. Tutaj znajdziemy historie z bardzo różnych czasów ludzkości. Medytacje, listy, eseje i opowiadania. Na przykład, jest opowiadanie o tym, jak siostra Chopina potajemnie wiezie serce zmarłego brata do Warszawy, o tym jak podróżująca kobieta słucha na lotnisku wykładów na temat psychologii podróżnej, mamy list do amputowanej nogi, mamy opowiadanie o Rosjance Annuszce, która walcząc ze swą trudną codziennością postanawia uciec i nie wrócić do domu, a kilka dni spędza jeżdżąc metro tam i z powrotem, z bezdomnymi, mamy rozważania na temat symetrii wysp, architektury miast i ciała, trudną do uwierzenia historię, opowiadającą o kobiecie, która wyeemigrowała do Nowej Zelandii i po kilku dziesięcioleciach powraca do Polski by spełnić wolę przyjaciela i udzielić mu eutanazji. Mamy krótkie rozważania na temat ludzi, którzy posługują się jedynie angielskim językiem i ze względu na jego globalne znaczenie nie mają swojej prywatności językowej, rozważania na temat hegemonii plastikowych woreczków… Ale prawie wszystko to, co opisuje Tokarczuk w tej książce i co na pierwszy rzut oka nie ma absolutnych wspólnych punktów do analizy, jednak łączą tak naprawdę dwie rzeczy: to, co z nami dzieje się, gdy podróżujemy (uciekamy, siadamy do samolotu, przyjeżdamy, gdy trwamy w ruchu..) i to, jak zakonserwować ciało, jak je zachować. Na ogół preparacji ciała i tematu anatomii, moim zdaniem, w książce bardzo dużo udzielono uwagi i te strony, w których opisują się części ciała w słoikach tak naprawdę literacko nie smakowały mi wcale i nie wzbudziły do jakichś głębokich refleksji. Chyba jeżeli w tym i tkwi doza intelektualnej treści, nie wątpię nawet, że zdolny ją po prostu niekażdy zrozumieć.

Zawsze tak ma w samolocie – widok z lotu ptaka na całe swoje życie, na poszczególne momenty, o który myślałoby się na ziemi, że są zupełnie zapomniane. Banalny mechanizm flashbacku, mechaniczna reminiscencja.

„Bieguni“ zostawili we mnie smak trudnej do zrozumienia książki. Rozbite na kawałki tematy, których łączy nurt czasu, podróży i ludzkiego ciała dały dużo myśli do rozważań. Sama książka czyta się dość szybko, nieodczuwalnie płynie się przez strony podróżując od jednego tematu ku innemu. Zachwyca bogaty język pisarki, nasycony metaforami i epitetami. Chyba właśnie styl O. Tokarczuk dodaje „Biegunom“ tej charyzmy, dziėki której wyglądałoby tak trudną książkę nie chcę się rzucić po kilku pierwszych stronach. O. Tokarczuk w tej książce w bardzo niecodzienny sposób otwiera oczy na mnóstwo rzeczy i zachęca do eksperymentowania patrzenia na świat z różnej perspektywy. W „Biegunach“ współczesny świat znajduje swoje odbicie jak w lustrze: rutynowe relacje międzyludzkie, pośpiech i samotność w tłumie oraz inne problemy ukazane są w mistrzowski i niebanalny sposób. „Bieguni“ książka nieprosta, to utwór dla intelektualnego czytelnika, na miarę bardzo współczesny jak swą fragmentyczną formą, tak i spójnością bardzo odległych od siebie na pierwszy rzut oka historii. 

Nic tak bowiem nie czyni nas bardziej ludzkimi niż to, że każdy z nas posiada swoją niepowtarzalną, wyjątkową historię, że poruszamy się w czasie, zostawiając ślady.

Wydało: Wydawnictwo Literackie