„Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy“ Sergiusza Piaseckiego: urocza powieść o „romantyzmie“ przemytu na pograniczu Polski lat 20-stych

Dziwne jest serce ludzkie: męczy je jednostajność, nużą ci sami ludzie. A gdy ich porzuci – zaczyna do nich tęsknić.

Narratora oraz głównego bohatera książki Władka można utożsamić z autorem Sergiuszem. Utwór jak i talent pisarza zrodził się w więzieniu, a więc książkę „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy“ można potraktować jako spowiedź przestępcy (?).

Styl oraz język jest przepełniony barwną gwarą ludzi, mieszkających na pograniczu Polski w latach międzywojennych. Książka napisana w języku archaicznym kresów i mamy tu wiele białoruskich oraz rosyjskich wstawek językowych. To nadaje książce swoistego charakteru oraz pozwala ją traktować jako wiarygodny dokument, zbliżający czytelnika do owych czasów. Tym nie mniej ta prosta i zarówno urocza gwara dodaje książce tonu literackiego i właśnie tu, myślę tkwi talent pisarza.

O czym opowiada „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy? Od razu należy zwrócić uwagę na dość romantyczny tytuł tej powieści. Właśnie noc była najwierniejszą przyjaciółką przemytników, a gwiazdozbiór Wielkiej Niedźwiedzicy był punktem orientacyjnym w czasie drogi.

Zresztą, czy można pytać o gwiazdy ludzi, którzy nigdy na niebo nie patrzą.

Tym szczególnym kochankiem Wielkiej Niedźwiedzicy w tej książce wystepuję Władek, który często kieruje swój wzrok ku niebu i nawet nadaje gwiazdom kobiece imiona znanych mu dziewcząt. Głównym tematem i akcją rozgrywającą się na stronach tej książki są przygody młodych przemytników. Opowiada się tu o tym, jak organizują swoje podróże za granicę, jaki niosą towar, jak wygląda ich droga, gdzie mają „meliny“, tzw. kryjówki i punkty, jak czasami robią „agrandy“ (przywłaszczają towary kupca, które im powierzono na przemyt). Czytając robi się wrażenie, że w owych czasach praktycznie wszyscy ludzie pogranicza mniej lub więcej byli związani z przemytnictwem: ktoś nosił towary za granicę, ktoś ich sprowadzał, ktoś „opylał“, czyli sprzedawał, ktoś w stodołach trzymał punkt czy kryjówkę.

Panująca w książce atmosfera daje szczegółowo bardziej poznać codzienność ludzi owego okresu: co jedli, jak bawili się, jak ubierali się oraz jakie mieli wartości. Mówiąc o wartościach, niemożliwie nie zauważyć jaka tu panuje przyjaźń, ucziwość i poczucie osobistego honoru. Szczególnie te wartoście uwypukla to, że niby czytamy o tym jak piją wódkę szklankami, kradną czy też zajmują sią przestępstem w oczach władzy, a jednak są ludźmi, którzy są wierni własnemu kodeksu wartości i gotowi umrzeć za bliskich im ludzi. Są amoralni i zarazem sentymentalni oraz pełni poświęcenia. Chociaż na początku czyta się to jako wesołą przygodę młodych facetów, natomiast dalej odczuwalne jest rosnące napięcie.

Bohater tęskni do ideałów i świata bez kłamst oraz zbrodni. Także zauważalne jest jego negatywne nastawienie do miasta i tam panujących norm społeczeństwa i to skłania czytelnika do pewnych refleksji również w dobie obecnej.

Brnę powoli miastem. Ulice są puste. Przechodniów mało. Na skrzyżowaniach majaczą ciemne sylwetki policjantów. Granica –myślę i zielonki… I tutaj są dukty graniczne, druty kolczaste, posterunki zasadzki. Tylko tu uprawa się przemyt legalnie. Tu się przemyca, pod różnymi pozorami i postaciami, kłamstwo , wyzysk, obłudę, choroby, sadyzm, pychę, oszustwo… Tutaj wszyscy przemytnicy!…

To wszystko zaczyna mnie nudzić. Zbrzydły mi i pijatyki, i kłamiący ludzie, i miasto, w którym prawdę się przemyca przez wiele kordonów – jak my towar. Tu wszystko sztuczne, lśniące i bardzo skomplikowane, lecz pod tym kryją się zwykłe brudy i czcza treść… Tam żyłem pełniej. Tam są ludzie szczerzy i pod lichą powłoką słów ukrywają złote myśli i gorące serca. Tu – ani jednej szczerej myśli, ani jednego szczerego słowa. Tu wszyscy udają… grają role w olbrzymiej farsie… komedii… Stały teatr – i w domu, i na ulicy…